niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział II

Przez chwilę nie mogę się ruszyć. Z oczu płyną mi łzy. Nie wierzę w to, co widzę. Czuje się jakbym na całym świecie była tylko ja i tamtą dwójka. Nikt inny.
-Kochanie, co jest? Czemu płaczesz? Co się stało? - mówi Krzysiek zmartwionym glosem - Czemu tak tam patrzysz?
-Widzisz tamtych ludzi? - pytam przez łzy, mając w głosie także strach i rozpacz.
-Jakich ludzi? Kochanie, tam nikogo nie ma... W całym parku jesteśmy tylko my dwoje.
-Kłamiesz! Przecież tam są, nie rób ze mnie psycholki! Oni tam są! Tam jest mój ojciec! - gdy to mówię, oni znikają. Nagle ich nie widzę. Jakby rozpłynęli się w powietrzu.
Odwracam się i biegnę przed siebie, tak długo jak tylko mogę. Krzysiek biegnie za mną, jest szybszy więc mnie dodania i łapie.
-Oni tam byli, przyrzekam! Widziałam go... - głos mi się załamuje i czuję, że nogi mi miękną. Upadam na ziemię i płaczę. Tylko tyle. Czuję, że nie dam rady nic zrobić, a nawet powiedziec. Zwijam się w kłębek i dalej płaczę.
-Wszystko będzie dobrze kochanie. Może po prostu tak bardzo za nim tęsknisz, że Ci się wydawało że tam stał. To normalne. Nie chce robić z Ciebie psycholki. Uwierz mi, proszę. Kocham Cię i zawsze będę Cię kochał. Niezależnie  od tego co widzisz lub czego nie. Jestem tu. - jego głos jak zawsze mnie uspokaja. Wtulam się w niego, a łzy powoli  przestają mi lecieć z oczu.
Siedzimy tak około 5 minut. Tylko się przytulamy. Nic więcej. Słyszę bicie jego serca. Jest powolne, ale mocne. Po chwili znam jego rytm na pamięć. Czuję się bezpieczna, spokojna, szczęśliwa. Czuję się dobrze.
- No dobra, wstawaj kochanie. - słyszę głos Krzyśka, a on powoli wstaje.
- No nie, jeszcze chwilka, proszę - mówię blagalnym tonem i próbuję go powstrzymać. Oczywiście jestem za słaba i udaje mu się wstać. Nadal trzyma mnie za ręce.
- No wstawaj, raz dwa - mówi śmiejąc się. Gdy się uśmiecha serce mi mięknie, więc wstaję. Ciągle trzyma mnie za rękę. Patrzy mi głęboko w oczy. Ja jemu także. Widzę w nich szczęście i miłość. Czuję się naprawdę kochana.
- Ale jesteś piękna - mówi Krzysiek i odgarnia mi kosmyk z twarzy, po czym mnie caluje. Wyrywam mu się I zaczynam biec.
-Łap mnie - śmieje się.
- O Ty... Już nie żyjesz. - po chwili mnie dogania i zaczyna łaskotać. Śmieje się wręcz do łez.
Jest już późno, więc gdy tylko przestaje mnie łaskotać, proszę go by odprowadził mnie do domu. Po drodze wspominamy nasz pierwszy pocałunek. Było cudownie.
Siedzieliśmy u mnie. Oglądaliśmy "World War Z". Łaskotał mnie, położyłam się, a on się nade mną nachylił. Chwilę popatrzeliśmy sobie w oczy. Przybliżył się do mnie. Poczułam dotyk jego warg. Były ciepłe i delikatne. Serce biło mi jak szalone. Odwzajemniłam pocałunek i tak się całowaliśmy bez przerwy przez jakąś godzinę.
Doszliśmy już pod mój blok, więc stanęliśmy pod klatką. Zaczęliśmy się całować. Za każdym razem czuję tą samą miłość, namiętność co wtedy, gdy całowaliśmy się po raz pierwszy. Pożegnaliśmy się i poszliśmy w swoje strony.
Gdy tylko straciłam go z oczu, przypomniałam sobie co się działo w parku, co widziałam. Znowu łzy napłynęły mi do oczu. Otwieram drzwi do domu, wieszam moją kurtkę i wchodzę do kuchni. Nie wierzę w to co widzę...
Moja matka wyszła z pokoju. Siedzi w kuchni i przegląda album. Widzę zdjęcie mojego ojca. Jeszcze bardziej chce mi się płakać.
-Cześć mamo - mówię drżącym głosem - co robisz?
-Oglądam zdjęcia. Twój ojciec... -mówi podając mi jego fotografie - Był wspaniałym mężczyzną. Bardzo Cię kochał, wiesz?
-Wiem, mamo. Ciebie też. Obie nas bardzo kochał. - mówię, a łzy spływają mi po policzkach. Mama mnie przytula. Jestem w szoku. Pierwszy raz, od tak dawna czuję jej uścisk. Zdaje sobie sprawę jak bardzo mi tego brakowało. Rozklejam się już totalnie.

sobota, 4 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ I

Nazywam się Suzanne Harly. Mam 17 lat, chodzę do I klasy Liceum. Pochodzę z Anglii, ale mieszkam w Polsce. Tutaj się wychowałam. Mam jasno brązowe włosy, które w lecie podchodzą pod rudy i 160 cm wzrostu. Nie jestem ani gruba, ani bardzo chuda. Za bardzo się wszystkim przejmuje, za bardzo mi zależy. Mam cholernie dużo empatii, nawet dla tych, których nie lubię. Mimo wszystko wydaje mi się, że jestem inna. Wydaje mi się, że jest coś o czym nie wiem. Coś, co mnie dotyczy. Tylko mnie.
Mój ojciec był policjantem. Miał niebieskie oczy, był szczupły. Zginął rok temu. Został postrzelony, prosto w serce, gdy wychodziliśmy z kościoła. Widziałam jego śmierć i nic nie mogłam zrobić. Płakałam, krzyczałam, ale wiedziałam, że to już koniec. Umierał.
Z matką nigdy nie byłam blisko. Jest pisarką. Nigdy nie miała dla mnie czasu, ale od śmierci mojego ojca zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Jej błękitne oczy wręcz krzyczą "chce umrzeć, ale się boję". Widzimy się tylko rano, kiedy zanoszę jej śniadanie. Resztę dnia pisze. Nigdy nie pozwala mi czytać jej powieści, ale słyszałam, że są naprawdę dobre. Często wyjeżdża, więc jest tak, jakbym mieszkała sama. Lubię być sama.
Jest niedziela, idę się spotkać z moim chłopakiem, Krzyśkiem. Jest to wysoki brunet, o niebieskich oczach. Jest bardzo chudy, ale ma mięśnie. Jesteśmy razem już 1,5 roku i jest naprawdę wspaniale. Kocham go.
Gdy już jestem niedaleko parku, w którym się umówiliśmy dzwonię do niego.
-Cześć kochanie, wychodź już, jestem niedaleko.
-No okej, zaraz będę wychodził - powiedział po chwili.
-Zaraz, to znaczy? - powiedziałam lekko zirytowana, bo zawsze się spóźnia.
-No, muszę jeszcze tylko zrobić jedną rzecz i wychodzę.
-No ok, tylko proszę, pośpiesz się. Nie mam dziś dużo czasu.
-Jak to?! Czemu? -powiedział zmartwiony.
-Opowiem Ci jak przyjdziesz. Pa.
-Ok, to ja już się zbieram. Papa. 

Słyszę dźwięk zakończenia rozmowy, więc chowam telefon do kieszeni i siadam na ławce. Myślę o moim ojcu. Dlaczego on? Dlaczego akurat na niego padło, dlaczego to on nie żyje. Nie znam odpowiedzi na te pytania. Nawet nie znam osoby która tego dokonała. Policja już prawie zapomniała o sprawie. Do tej pory nie znaleźli sprawcy, a przecież był jednym z nich! Przecież wielu z nich się z nim przyjaźniło. Chodzili razem na bilarda odkąd pamiętam. Co tydzień, w każdy czwartek. Często chodziłam z tatą, więc wielu z nich poznałam. Z niektórymi miałam naprawdę dobre relacje, mogliśmy rozmawiać godzinami, śmiać się, mówić co nam ślina na język przyniesie, a dziś... dziś już tylko mówimy sobie "dzień dobry" gdy się mijamy na ulicy. Tak wielu ludzi o nim zapomniało. A przecież on zawsze był dla wszystkich dobry, wszystkim pomagał, chciał dla wszystkich jak najlepiej. Oddałby życie za nieznajomego. Zawsze to w nim podziwiałam, a po jego śmierci, czuję jakby to na mnie przeszło. Od roku ktokolwiek inny jest dla mnie ważniejszy niż ja sama. Czuję, że to jest dobre. Wiem, że to ojciec nauczył mnie wszystkiego. Poczynając od tych najprostszych rzeczy jak mówienie czy chodzenie, kończąc na radach jak się wyleczyć z niespełnionej miłości, czy hierarchii wartości w życiu. Od zawsze był moim autorytetem. 

-Cześć kochanie - z zamyślenia wyrywa mnie głos Krzyśka. Po chwili czuję jak ktoś do mnie podchodzi od tyłu i całuje w policzek. Wtedy już jestem pewna, że to on.
-Hej skarbie- mówię i całuję go w usta. Jego usta są małe, ale delikatne jak aksamit. Gdy je całuję odpływam, czuję jakbym przechodziła do innego świata. Tam nie ma żadnych problemów, jesteśmy tylko my dwoje. My i nasza mała nieskończoność. Niestety, kiedy kończymy się całować, przypominam sobie o czym przed chwilą myślałam. Od razu łzy napływają mi do oczu. Krzysiek siada obok na ławce i patrzy w nie. Widzę po nim, że od razu widać, że jestem smutna, ale udaję jakby nic mi nie było. Nie widzę powodu, aby go zamartwiać moimi przemyśleniami. -Czemu tak na mnie patrzysz? - mówię z lekkim uśmieszkiem
-Kochanie, co jest? - odpowiada 
-Nic, co ma być? 
-Przecież widzę, nie oszukuj mnie. Jesteś smutna. 
-Nie jestem. Po prostu mam kiepski dzień. Nie martw się o mnie, nie ma sensu. 
-Jeszcze raz tak powiesz a Cię uduszę. - powiedział lekko zdenerwowany - Dobrze wiesz, ze jest sens. Kocham Cie, nie chce abyś była smutna. 
-Oj, to nic takiego. - mówię łapiąc jego rękę. 
-Długo jeszcze będziemy się kłócić? Dobrze wiesz, że nie odpuszczę. 
-No chodzi o mojego ojca. Tęsknię za nim. - Pierwsza łza leci mi po policzku, a ja nie mogę powstrzymać kolejnych. - Po prostu nie rozumiem, dlaczego policja tak szybko odpuściła. Dlaczego nie szukają sprawcy?! Powinien odpowiedzieć za to co zrobił! - płacz coraz bardziej się nasila, a ja tylko chce wyrzucić to wszystko z siebie. - Po prostu nie rozumiem, jak mogli tak szybko o nim zapomnieć, był jednym z nich! Nie rozumiem też matki, bo jaka kobieta zostawiłaby swoją córkę na pastwę losu i zamknęła w sobie... jedyne o czym rozmawiamy to z czym chce kanapki na śniadanie! A ja mam tego wszystkiego po prostu dość... Po prostu nie wytrzymuję.
-No już, kochanie, chodź tu - mówi biorąc mnie w ramiona - wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wiem, że te słowa wydaję się być teraz głupie, ale pamiętaj, po każdej burzy, nawet tej najdłuższej, musi wejść słońce. Jestem tu, pomogę Ci.
Krzysiek jak zawsze zachowuje się wspaniale, a ja jak zawsze mogę mu się wypłakać na ramieniu. Po chwili zaczyna mnie rozśmieszać i jak zawsze mu się udaje. Już pół godziny później zapominam, że w ogóle płakałam, śmieję się z Krzyśkiem, on mi opowiada śmieszne historie, a ja patrzę na niego i uświadamiam sobie jak bardzo go kocham. Już wszystko w porządku, aż w pewnym momencie zauważyłam kogoś w oddali. Wydawało mi się, że go znam. Przypatruję się bardziej i widzę, że są tam dwie osoby. Podchodzę troszkę bliżej i... nie, to niemożliwe...